piątek, 3 kwietnia 2015

Rzym - polskie miasto

Na zwiedzanie Rzymu mamy tylko jedno popołudnie. Na szczęście, mój brat jest dobrze przygotowany. Przeczytał dokładnie cały przewodnik po Wiecznym Mieście i wie, gdzie znaleźć najważniejsze zabytki. Zaczynamy od tych najbliższych naszemu hotelowi, czyli od starożytnych term Dioklecjana. Część z nich zajmuje obecnie bazylika Matki Boskiej Anielskiej i Męczenników, wzniesiona według projektu Michała Anioła w XVI wieku. Podchodzimy do świątyni. Monumentalne wrota zdobi rzeźba: mężczyzna bez ramion i nóg... Nie jest to pozostałość po żadnym starożytnym zabytku, ale dzieło całkiem współczesne. Na torsie i brzuchu mężczyzna ma wycięty krzyż, zamiast oczu otwory, na twarzy grymas bólu. To męczennik. Tak przejmującą rzeźbę mógł wykonać tylko jeden artysta, Polak, Igor Mitoraj. Od lat rzeźbi niepełne figury, uszkodzone korpusy i twarze. Jego dzieła oglądaliśmy wcześniej w Warszawie i Krakowie. Wewnątrz bazyliki znajdujemy jeszcze jedną rzeźbę Mitoraja. Jest to głowa Jana Chrzciciela. Pierwszy zabytek na naszej drodze i od razu przesycony polską sztuką!
Idziemy dalej. Naszym celem jest Forum Romanum. Aby się tam dostać, musimy przejść przez Kwirynał. Po drodze brat znajduje niewielki kościół p. w. Św. Andrzeja. - Czy wiesz, że tam spoczywa polski Święty? - pyta mnie, uprzednio zajrzawszy do niezawodnego przewodnika. Po cichu wchodzimy do barkowego kościółka. Znajdujemy relikwiarz Świętego Stanisława Kostki. Przewodnik przypomina nam, że Stanisław - mając 17 lat - został zakonnikiem w Rzymie, a wkrótce potem zmarł na malarię. Ponieważ był wybrańcem Boga (za życia miewał mistyczne wizje), po śmierci ciało jego nie uległo rozkładowi. Na początku XVII w. został ogłoszony świętym. My zwiedzamy także komnatę klasztorną, w której Stanisław oddał ducha Bogu. Jest tam piękna rzeźba przedstawiająca śpiącego chłopca... Kontynuujemy zwiedzanie Kwirynału. Robimy sobie zdjęcia pod pałacem prezydenckim. Jesteśmy na samym wierzchołku jednego z siedmiu wzgórz Rzymu. Rozciąga się stamtąd przepiękny widok na Watykan. Patrząc na bazylikę Św. Piotra, wspominamy Jana Pawła II. Bardzo polska robi się ta nasza wycieczka... Obiecujemy sobie, że już nie będziemy szukać śladów polskości w Rzymie i poczujemy prawdziwie włoskiego ducha miasta. A cóż może być bardziej włoskiego niż Ołtarz Ojczyzny? Schodzimy więc z Kwirynału na plac Wenecki. Jednak zanim ujrzymy pomnik króla Wiktora Emanuela, zobaczymy olbrzymi plakat reklamujący wystawę Tamary Łempickiej w Muzeum Narodowym.
Czy nie da się uciec od polskości? W starożytnym Rzymie na pewno nie było żadnych Polaków. Idziemy więc na Forum Romanum. Jesteśmy ostatnimi turystami tego dnia. Wśród ruin starożytnego Rzymu myślimy już tylko o minionej potędze cezarów. Żadnych rodaków nie spotykamy. Wieczór kończymy na Campo de Fiori, placu związanym z filozofem Giordano Bruno. Głosił on, że to ziemia krąży wokół słońca a nie odwrotnie. Za wspieranie tej „wywrotowej teorii” Mikołaja Kopernika w 1600 r. Bruno został spalony na stosie właśnie na Campo de Fiori. Dziś na tym niewielkim placu stoi pomnik filozofa. Przy nim zaś pełno jest małych trattorii i kawiarni. Siadamy w jednej z restauracji i zamawiamy prawdziwą włoską pizzę. Czekając na zamówienie, przyglądamy się drobnym kamienicom o czerwonych dachach, które ciasno stoją jedna przy drugiej. – Wiesz, ten mały rynek przypomina mi nasz Stary Rynek w Warszawie – mówię do brata. Od razu zgadza się ze mną i przyznaje, że czuje się tutaj jak w domu. Wygląda na to, że Rzym to polskie miasto...

poniedziałek, 16 marca 2015

Deauville - 21. dzielnica Paryża

Deauville – mała nadmorska miejscowość położona niedaleko portu Hawr we Francji – w okresie międzywojnia zyskała przydomek 21. dzielnicy Paryża. Zamożni paryżanie w upalne letnie dni odwiedzali Deauville, by zażywać tam kąpieli w oceanie tudzież kąpieli słonecznych. Na czarno-białych fotografiach z okresu belle époque widzimy panie ubrane w kostiumy kąpielowe, trochę zbyt pruderyjne jak na nasze czasy, ale jakże odważne dziewięćdziesiąt lat temu... W latach 70. ubiegłego stulecia Deauville zyskało na atrakcyjności za sprawą Amerykańskiego Festiwalu Filmowego. Urzeczone legendą tego miejsca, ja i moje przyjaciółki postanowiłyśmy wybrać się tam w pewną lipcową niedzielę. Wysiadłyśmy na stacji kolejowej i od razu pośpieszyłyśmy na główną ulicą prowadzącą do słynnego kasyna i plaży. Z uwagą obserwowałyśmy normandzką architekturę i... sklepy. Ceny w 21. dzielnicy Paryża okazały się niższe niż w pozostałych dzielnicach. Nie mogłyśmy więc oprzeć się pokusie zakupów. Kupiłyśmy sobie quiche na lunch, piwo, pamiątki dla rodziny i przyjaciół. Nie wiem, ile czasu spędziłyśmy w boutiques, ale kiedy dotarłyśmy na plażę, słońce zdążyło już zajść za chmury, a na Deauville spadł obfity deszcz. Byłyśmy zawiedzione, ale A. nie traciła nadziei na to, że ulewa zaraz minie. Skryłyśmy się więc pod parasolami nadmorskiej restauracji. Zjadłyśmy owoce morza i zanim skończyłyśmy pić wino, słońce rzeczywiście wróciło na niebo.
Plaża stała przed nami otworem. Był tylko jeden problem – mokry piach. Polka jednak potrafi. Udało mi się znaleźć i zaanektować samotny leżak. Mogłyśmy siedzieć na nim na zmianę. Nie zważając więc na chłodny wiatr, rozebrałyśmy się do kostiumów i zaczęłyśmy nasz piknik na plaży. Prawie cała plage de Deauville była do naszej dyspozycji. Poza nami na mokry piach zdecydowała się wyjść tylko grupa młodych mężczyzn. Okazali się dżentelmenami, otworzyli nam piwo. Woda w oceanie była przyjemna, ciepła. Miała temperaturę wyższą niż powietrze i gdyby nie kolejne chmury przechodzące nad Deauville pewnie zostałybyśmy tam do wieczora. Chcąc nie chcąc, skróciłyśmy kąpiel i poszłyśmy na zwiedzanie plaży. Co można zwiedzać na plaży? Oczywiście, słynny deptak gwiazd! Spacerując koło przebieralni, czytałyśmy z uwagą nazwiska aktorek i aktorów. W końcu wypatrzyłam inskrypcje ku czci mojego ulubieńca – komika Adama Sendlera.
Jednak, podróż do Deauville okazała się niezwykła z uwagi na inną gwiazdę kina – Myszkę Mickey. Wracając na dworzec, odkryłyśmy galerię sztuki ulokowaną w małej willi. Artysta tematem swoich prac uczynił właśnie Mickey Mouse. Oglądałyśmy rzeźby, obrazy i sztukę użytkową poświęconą słynnej Myszce. Nasz artysta często nawiązywał do innych tekstów kultury, posługiwał się kolażem, łączył pozornie niepasujące do siebie materiały. Kiedy spytałam artystę, dlaczego akurat postać Mickey stała się jego muzą, odpowiedział: It's just for fun!. Absurd, zabawa, żartowanie ze sztuki, a także łączenie różnych technik było charakterystyczne dla dadaistów. Owi ciekawi artyści działali m. in. w Paryżu w latach 20. XX wieku. Z pewnością odwiedzali też 21. dzielnicę. Brat Marcela Duchampa, Jacques Villon, pozostawił nam obrazy urokliwej plage de Deauville. Duchamp chyba polubiłby galerie Mickey Mouse – pomyślałam, wsiadając do pociągu. Deauville zmieniło się od jego czasów, ale atmosfera dobrej zabawy pozostała.

piątek, 13 marca 2015

Paryż - miasto niespodzianek

Mówi się, że Paryż to miasto miłości. Oczywiście potwierdzam, ale zaznaczam, że dla mnie to także miasto niespodzianek. Zawsze, kiedy jestem w Paryżu, spotykam kogoś ciekawego lub – inaczej mówiąc – pozytywnie zakręconego.
Pewnego jesiennego popołudnia wybrałam się z przyjacielem na cmentarz Montparnasse. Inspiracją do wycieczki była etiuda Wesa Cravena z filmu 'Paris, je t'aime', której akcja dzieje się na jednej z paryskich nekropolii. Nie jest to rzecz jasna film grozy, lecz romans. Zakochani odbywają pielgrzymkę do grobu słynnego poety... Pomyślałam więc, że wzorem bohaterów Cravena niezwykle romantycznie będzie odwiedzić miejsce spoczynku artysty – w naszym przypadku Charlesa Baudlaire'a.
Jednak, ani ja ani mój przyjaciel nie byliśmy wcześniej na cmentarzu Montparnasse, błądziliśmy więc, poszukując nagrobka. Nerwowo wypowiadane pytanie: 'Gdzie jest ten Baudlaire?', zwróciło w końcu uwagę pewnego przechodnia. Był to pan lat około sześćdziesięciu (może siedemdziesięciu), siwy, w okularach, lekko przygarbiony, ale dosyć energiczny. Zaprowadził nas do rodzinnego grobu Baudlaire'a i życzył nam miłego dnia. Pewnie byśmy się już nie spotkali, gdyby nie wielka popularność autora 'Kwiatów zła'. Ma on bowiem na Montparnasse drugi pomnik – cenotaf ufundowany przez przyjaciół. Przy tym pomniku, którzy przedstawia duszę poety melancholijnie wpatrującą się w jego martwe ciało, po raz kolejny natknęliśmy się na staruszka. Dowiedziawszy się, że szukamy jeszcze Maupassanta, zaoferował, że nas tam zaprowadzi. Przy okazji pokazał nam koło czterdziestu innych grobowców, należących do polityków, artystów, wynalazców, żołnierzy i milionerów. Nasz spacer zamienił się w regularna wycieczkę, a przypadkowy przechodzień okazał się świetnym przewodnikiem! Myślałam nawet, że jest profesjonalistą, ale okazał się po prostu pasjonatem.
'Przychodzę tu codziennie – wyznał mnie i mojemu przyjacielowi – Odwiedzam grób żony, a później spaceruję po cmentarnych alejkach. Zawsze odkryję jakiś jeszcze mi nie znany grobowiec...' Nigdy nie był na kursie przewodnickim. Wszystkiego o cmentarzu Montparnasse dowiedział się, prowadząc własne poszukiwania i rozmawiając z innymi starszymi panami, którzy przemierzali tę nekropolię w celach hobbystycznych. Ja i mój przyjaciel byliśmy pod wrażeniem! Wiedzieliśmy, że nasz przewodnik nie przyjmie od nas pieniędzy, ale chcieliśmy odwdzięczyć się za wycieczkę, więc zaprosiliśmy go na kawę. 'Niestety, mam jeszcze wiele do zrobienia – powiedział, ściskając nam ręce na pożegnanie – Miłego wieczoru!'. Zniknął równie szybko, jak się pojawił. 'Wes Craven powinien zrobić film o nas i o tym panu' – powiedziałam później do przyjaciela.