sobota, 6 października 2012

Kilka słów o mojej Warszawie

Wychowałam się na przedmieściach. Przedszkole a później szkoła, kościół, park i sklep z zabawkami w Ursusie to był mój mały świat. Kiedy dorośli jechali do centrum Warszawy, mówili: jadę do miasta. Dla dziecka brzmiało to jak zapowiedź niezwykłej przygody. Pamiętam jeden z pierwszych wypadów ‘do miasta’. Automatyczne drzwi i ruchome schody w hotelu Marriott. Na –nastym piętrze był sklep. Mama kupiła mi tam Barbie, która miała włosy poprzetykane złotymi nitkami. Innym razem pojechałyśmy na MDM. Figury chłopów i robotników przy placu Konstytucji ciekawiły mnie i przerażały jednocześnie. Powiedziałam później mamie, że Warszawa jest brzydka.
Kiedy poszłam do liceum, mój mały świat poszerzył się. Szkoła była na Ochocie, przy hali Banacha. Raz w miesiącu moja klasa, filmówka, jeździła na projekcje do Filmoteki Narodowej. Dzięki temu poznałam kolejną dzielnicę – Mokotów. Jednym z elementów zaliczenia zajęć filmowych było zrobienie fotoreportażu. Tematów do zdjęć szukałam w centrum Warszawy. Pewnego wieczoru poszłam z tatą na Stare Miasto. Była już jesień, ale na rynku stały jeszcze kawiarniane ogródki. Białe parasole i żółte światła stanowiły piękny kontrast dla chowających się w mroku kamienic. Magia. Później przeszliśmy się jeszcze Krakowskim Przedmieściem. Oświetlone kościół karmelitów zwieńczony wielką kulą wydał mi się budowlą wręcz bajkową. Zrobiłam kilka zdjęć. Niestety, nie miałam statywu i wszystkie fotografie były poruszone. Tego wieczoru pomyślałam sobie, że Warszawa jest piękna.
Nie zna Warszawy ten, kto nie poznał przedwojennego warszawiaka, bo przed wojną wszystko było inne: budynki, ludzie, etos i maniery. Będąc studentką, robiłam wywiady z powstańcami. Czasami odwiedzałam ich w domach. Niezależnie od tego, czy mieszkanie było przy Marszałkowskiej, na Pradze czy na Ochocie już na progu witał mnie zapach świeżo upieczonego ciasta. Późnej elegancki starszy pan przedstawiał się, całując mnie w rękę, wieszał mój płaszcz i zapraszał do salonu, gdzie już czekał poczęstunek. Wywiad zaczynałam zawsze od pytań o przedwojenną Warszawę. Pojawiały się nazwy ulic, sklepów i szkół, których już nie ma. Później, redagując wywiady, próbowałam odszukać te miejsca na przedwojennych mapach. Spacerując po ulicach, szukałam kamienic-ostańców.
Moi rozmówcy opowiadali zawsze z pasją. Często ze wzruszeniem. Poprawną, piękną polszczyzną. Były opowieści o poświęceniu i śmierci, ale także o szczęściu, przygodzie, cwaniactwie. Każda z nich była inna, ale miały wspólne przesłanie – ogromną miłość do Warszawy. Po pewnym czasie zaczęłam patrzeć na miasto oczyma moich powstańców. Pokochałam Warszawę i ona pokochała mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz